ROZWAŻANIA: Szeregi nowej ewangelizacji


        
    

Ksiądz arcybiskup Grzegorz Ryś, na podstawie międzynarodowego i najbardziej skutecznego doświadczenia w nowej ewangelizacji, wymieniał kilka najważniejszych elementów , z czego pamiętam,

Adoracja, czyli własne, bezpośrednie doświadczanie Boga. Eucharystia sakramentów.

Wspólnota kościelna, chrześcijanin nie powinien być sam.

Teologia, Słowo Boże przemawiające do nas w Piśmie Świętym.

Caritas, posługa duszpasterska, apostolstwo świeckich.

Dochodzę do osobistego wniosku, że przyszedł czas na nas świeckich, na osobistą relację każdego z wierzących.

Co widzę obrazowo w Europie, dla przykładu, będąc w Amsterdamie, zauważyłem kościół umiejscowiony obok ulicy czerwonych latarni, dokładnie jeden naprzeciw drugiego. Wydaje mi się, że Kościół jako instytucja wartości w dzisiejszym świecie już tę walkę przegrał, raczej nie ze swojej winy, bo drogi Pana Boga są niewiadome. To my ochrzczeni ludzie na to pozwalamy, dokonując swoich wyborów. Podaż zawsze jest tam, gdzie jest popyt, w dzisiejszym zrozumieniu.

Z kolei co mówi Jezus w Piśmie Świętym, także mistycy wiary, że chrześcijanie idący drogą zbawienia, że ludzie naprawdę wierzący w ciało i krew Chrystusa (czym tak naprawdę zawsze był i jest Kościół) w końcu będą prześladowani, czyli będą wystawieni na próbę. Jak mi się wydaje, dzisiaj jest to aktualne z jednego prostego powodu, ponieważ głoszona prawda nie zgadza się z narzuconą “rzeczywistością” XXI wieku.

W tym momencie powstaje fundamentalne pytanie dla każdego chrześcijanina, który w jakiś sposób z tym się identyfikuje (formalnie 2.3 miliarda wyznawców według Wikipedii, wliczając protestantów i prawosławnych)czy jestem na to gotowy, czy w ogóle jestem gotowy coś poświecić dla wiary, dla Chrystusa i dla zbawienia? 

Skoro prawie wszyscy najbliżsi apostołowie zdradzili Chrystusa w najważniejszym dla niego momencie, kiedy przy krzyżu pozostał jedyny, błędnie uważany za najbardziej tchórzliwego, oraz rozgrzeszona była cudzołożnica, to jaką nadzieję możemy pokładać w przedstawicielach dzisiejszego apostolstwa czy osobach świeckich?

Nie możemy mieć oczekiwań co do innych ludzi, bo to Bóg jest nadzieją, a Chrystus jest zbawieniem.

Człowiek z natury bardzo szybko się przyzwyczaja do strefy komfortu, także chrześcijanie. Być może najbardziej heroiczni okażą się Ci najbardziej potępiani albo dzisiaj niewidzialni? “looserzy” w nowoczesnym pojęciu.

Ciekawe jest to, że najwięksi grzesznicy mogą mieć największe szanse, kiedy otworzą im się oczy, kiedy zrozumieją, że mogą być wyzwoleni. Trudno to sobie wyobrazić, aczkolwiek możliwe z własnego doświadczenia, jaka to jest wdzięczność, błagosłowieństwo oraz decyzja wyboru. Więc dzisiejszy świat i ludzkość mają bardzo duże szanse na zbawienie. 

W XXI wieku obrazowo mówiąc, nikt nikogo nie będzie krzyżował, przynajmniej w Europie. Natomiast pokusa zachowania reputacji, majątku i sukcesu czy w najgorszym wypadku strach pozbawienia wolności prawnej, będą słabym miejscem chrześcijanina w aktualnym świecie. Nie jest to czymś nowym dla katolika, ale w świecie tak różnych wartości i wyboru jest łatwo się pogubić.

Tak naprawdę najbliżsi uczniowie nowego przymierza w momencie opuszczenia Jezusa nie mieli sporo do stracenia oprócz najcenniejszego – swego życia oraz życia swoich najbliższych. Więc dzisiaj może się wydawać, że wybór był mniej skomplikowany i bardziej “usprawiedliwiony” z perspektywy wolnego wyboru człowieka (bez próby osądu, ale w celu zrozumienia). Właśnie dlatego Chrystus się objawił po zmarchwychwstaniu, ponieważ wszyscy apostołowie w rezultacie poświęcili dla wiary ziemskie życie.

Dzisiaj wybór świeckich jest o wiele trudniejszy, bo czasami wydaje się, że w swoich postępowaniach nie robimy nic złego. Często nie trzymamy się jasno określonych kryteriów i obiektywnych prawideł w naszej wierze. Postępujemy, jak chcemy i wydaje się nam, że to jest prawdziwą wolnością. Jest bardzo łatwo się usprawiedliwić, bo wszyscy tak robią, albo ponieważ sytuacja się zmieniła.

Obecnie nikt nie może prognozować czasów sądu ostatecznego i apokalipsy. Natomiast co jest oczywiste to kryzys wartości w społeczeństwie.

Wydaje się, że na większą skalę sam Kościół jako instytucja nie jest w stanie już zdziałać niczego, co zmieni sytuację w świecie kardynalnie. Więc to, że coś się szykuje w planie bożego uzdrowienia w XXI wieku, mówi większość przedstawicieli głębszej myśli chrześcijańskiej. Przecież w ciągu ostatnich kilku wieków objawienia Przenajświętszej Maryi Panny zdarzają się coraz częściej na całym świecie. Niektórzy mistycy mówią o jednym pokoleniu w ciągu najbliższych 40 lat. Wystarczy pomyśleć, kto zostanie w kościele za kilka dziesięcioleci, jeśli się nie wydarzy coś wielkiego.

Sporo mówi się, że dla Polski, którą Jezus szczególnie umiłował wg proroctwa w przesłaniu dla Świętej Faustyny, będzie przeznaczona szczególna misja, iskra wiary dla pozostałego świata.

Trzeba przyznać, że w Polsce w porównaniu z innymi krajami rozwiniętymi, poziom zakorzenienia wiary katolickiej historycznie jest na bardzo głębokim poziomie. Polska jako jedyny kraj na świecie przez dłuższy czas swojej historii miał uwielbianą patronkę i królową Najświętszą Maryję Pannę na Jasnej Górze w Częstochowie. Gdzie wszyscy królowie polscy składali korony, do momentu rozbioru Rzeczypospolitej (odkąd nie uczyniono tego po raz pierwszy).

Warto wspomnieć, że w 2016 roku, w rok miłosierdzia bożego odbył się nieoficjalny egzorcyzm kraju na Jasnej Górze, gdzie w wielkiej pokucie uczestniczyło 150 tysięcy ludzi z całego kraju.

Natomiast, osobiście dla mnie niezapomniane wrażenie zrobiła cisza w momencie modlitwy myślnej 100 tysięcy osób podczas mszy świętej sprawowanej przez Papieża Franciszka podczas wizyty na Litwie w roku 2018. Z kolei podczas światowych dni młodzieży w Panamie podczas mszy było obecnych ponad 700 tysięcy wierzących.

Kiedyś w internecie usłyszałem dosyć istotną rzecz od pewnego Biskupa w Polsce

Gdy Słowo Boże ROŚNIE, posiada moc w samym sobie, więc rośnie bez żadnego wysiłku, często z niezrozumiałych dla umysłu przyczyn.

foto: www.ekai.pl  Światowe Dni Młodzieży Panama 2019

DOBRE ROZWAŻANIE: O pieniądzach w kościele


        
    

Pewnego razu znajoma zadała dla mnie pytanie, na temat największej parafii kościelnej w moim rodzinnym mieście. Tak naprawdę pytanie brzmiało dosyć kardynalnie: “Gdzie się podziewają pieniądze wiernych?”

Przyznam, że zostałem nieco zaskoczony, bo w pierwszej chwili nie wiedziałem co mam odpowiedzieć. Jednym tchem wypowiedziałem ironiczną myśl która pierwsza mi przyszła do głowy: “Prawdopodobnie idą do Watykanu”.

Te pytanie, które też można nazwać abstrakcyjnym uogólnieniem, dało mi pewne pole do namysłu, więc zastanawiałem się. “Panie Boże, dlaczego nie dałeś mi właściwej odpowiedzi tu i teraz”.

Zły duch sugerował, czy w tym poszczególnym przypadku wierni rzeczywiście oddają większą część datków poza parafię, która w rzeczy samej powinna być “najbogatsza“. Kiedy to podczas nabożeństw w pomieszczeniu bywało zimno, z kolei ściany i wystrój wnętrza przez dwadzieścia pięć lat od początku posługi są nadal “nowocześnie puste”.

Jak to zazwyczaj bywa z Panem Bogiem, nawet nie przypuszczałem, że bardziej obszerna odpowiedź przyjdzie do mnie kilka dni później.

Tak się złożyło, że od razu po tej rozmowie wyjechałem na wycieczkę turystyczną do miasta, często nazywanym “europejską stolicą mody”. Oprócz tego głównym symbolem Mediolanu jest podobno największy gotycki kościół na świecie Katedra Narodzin Świętej Marii.

W katedrze są czynne trzy główne wejścia, aż na samą górę na dach, gdzie rozprzestrzenia się widok na całe miasto. Fast track te najdroższe dla osób, które nie chcą stać w długiej kolejce. Lift dla tych, którzy nie chcą do 10 minut wchodzić na górę pieszo. No i Stairs, tym którzy wybierają schody.

Wybrałem tę ostatnią opcję z dolą wysiłku, składając pewnego rodzaju dar duchowy przed wejściem do kościoła. Natomiast przy każdym wejściu trzeba przejść dokładną kontrolę przez uzbrojoną ochronę, co tak naprawdę jest zrozumiałe ze względów bezpieczeństwa w dobie zagrożeń terrorystycznych.

Z drugiej strony w całym procesie wizytacji, poczynając od biletu za cenę 13 euro, starałem się nie utracić świadomości, że wciąż wchodzę do świętego kościoła.

W nie dużej części modlitewnej katedry nadal jest stosowana liturgia według obrzędów tradycji ambrozjańskiego rytu, którą zapoczątkował w IV wieku Święty Ambroży. Natomiast przebywając w całej ogromnej katedrze, gdzie może się zmieścić 40 tysięcy ludzi, faktycznie zauważyłem tylko trzy modlące się osoby, z których jedną był miejscowy zakonnik. Oprócz możliwości zapalenia świeczki w intencji, w kościele istnieje kontrolowany zakaz noszenia ubioru na głowie. Co prawda czasami przymusowo, bo niektórzy turyści nie rozumieli tego gestu.

Otóż wracając myślami do mojej rodzinnej parafii, zrodziło mi się retoryczne pytanie, która sytuacja jest lepsza?

Puste ściany i kilkaset osób podczas mszy niedzielnej, przystępujących do komunii świętej w największej parafii w moim mieście. Podczas gdy pewnego wieczoru pięcioro księży w ciągu dwóch godzin przyjmowało spowiedź 150 wiernych przystępujących do sakramentu bierzmowania.

Podczas gdy kilka tysięcy osób codziennie odwiedza katedrę pod wezwaniem Narodzenia Najświętszej Maryi Panny w Mediolanie. Słuchając nie homilii, ale historii i robiących zdjęcia pamiątkowe. Swoistą perłą informacji w przewodnikach, jest to, że jeden z gwoździ, którym do krzyża był przykuty Jezus Chrystus, jest przechowywany wysoko nad prezbiterium, jako święta relikwia. Raz do roku, podczas uroczystej mszy Podwyższenia Krzyża gwóźdź jest pokazywany wiernym.

Przemknęła mi myśl, czy Chrystus w ogóle tam żyje? Odniosłem dziwne wrażenie, że postać ukrzyżowanego Chrystusa na jednym z witraży także lekką ręką może być przypisana historii.

Wracając do tematu materializmu, we mnie zwyciężyła zwykła ludzka ciekawość. Na co się wykorzystuje tyle pieniędzy zarabianych w świętej katedrze? Przecież chodzi o przychody rzędu kilka milionów euro miesięcznie. Być może wszystko przeznacza się dla miasta i obywateli, co nie jest złą rzeczą. Co prawda, budowlane konstrukcje były puste, bo trudno sobie wyobrazić, kiedy i w jaki sposób można prowadzić prace restauracyjne przy ciągłym napływie turystów od samego rana do wieczora.

Należy zaznaczyć, że katedra jest naprawdę przepiękna, stworzona z błyszczącego marmuru. Co prawda na zewnątrz wygląda bosko i nieco chłodno wewnątrz, gdzie przynajmniej dla mnie brakowało światła w tak dużej przestrzeni.

Oglądając zdjęcia, pomimo woli nasunęła mi się myśl o współczesnych faryzeuszach turystyki przy pustych konfesjonałach.

Jak się czują duszę świętych spoglądających z góry na współczesny świat mody, rozkoszy i kuszenia zmysłów?

Taką asocjację wzbudziły rzeźby którymi jest ozdobiony dach katedry.

La Madonnina – Zanim opuścimy dach zwróćmy uwagę na pokrytą złotem figurkę Matki Boskiej umieszczoną na jednym z pinakli. Rzeźba powstała w XVIII wieku i szybko stała się symbolem miasta. Włosi pokochali Madonnę tak bardzo, że żaden budynek w Mediolanie nie miał prawa być wyższy niż figura. Problem pojawił się w XX wieku, ale twórcy nowych gigantów sprytnie go rozwiązali, ustawiając na swoich budowlach kopie złotej figury. Mniejsze Madonniny posiadają więc Pirelli Tower i Palazzo Lombardia.  www.podrozepoeuropie.pl. 

Po wyjściu z katedry od razu mnie przywitała ogromna galeria handlowa z XIX wieku, gdzie mieszczą się butiki znanych projektantów, ekskluzywne sklepy i wyrafinowane restauracje. Smakując dania tradycyjnej kuchni i doświadczając perfekcyjnej obsługi, nie opuszczała mnie myśl, że “wszystko jest stworzone dla człowieka”.

Aczkolwiek sumienie podpowiadało, czy rzeczywiście dla człowieka, czy tylko dla jego zmysłów? Czy aby Bóg jest w tym wszystkim duszą uwielbiony?

Szczerze to przy pełnym brzuchu, rozgladając spacerowiczów w stolicy mody, jakoś było coraz trudniej rozeznać obecność Pana Boga obok mnie jako człowieka wierzącego.

Nie chciałbym, aby ten wpis był odbierany jako pewnego rodzaju negatywna krytyka czegokolwiek. Traktuję ten wpis jako subiektywną odpowiedź na wymienione oraz inne pytania, które często słyszymy w adres kościoła. Nie pod kątem pytania przewodniego, które zło jest mniejsze, ale pod kątem odróżnienia prawdziwego dobra dla duszy człowieka.

Tak naprawdę jako ludzie wierzący powinniśmy Bogu dziękować, że w Polsce czy tutaj na Litwie ludzie w ogóle idą do Boga, czyli do kościoła.

Do Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej na Jasnej Górze, nadal możemy wejść bez biletu. Z kolei dźwięk monet po jeden, dwa euro w kościołach litewskich wpadających do koszyka datków w większości swojej od wiernych emerytów w starszym wieku, naprawdę nie robi wrażenia ukrytych milionów. Ci młodzi ludzie, którzy jeszcze przychodzą, jednocześnie przynoszą nadzieję, że to jeszcze nie koniec.

Historia Katedry w Mediolanie była tworzona ponad 600 lat. Z tego wynika rzeczywiste, nieabstrakcyjne pytanie-czy to już koniec prawdziwej wiary chrześcijańskiej, w tej świętej katedrze, którą ona odzwierciedlała w ciągu tylu wieków? Czy to już tylko obiekt turystyczny, przyciągający pięknem architektury?

Trzeba przyznać, że Watykan także zarabia ogromne pieniądze na turystyce, ale przyznajmy, że nadal pozostaje siedzibą papieża, którego autorytet raczej nie podważamy. Podczas trendów sekularyzacyjnych, innego państwa dla sprawowania hierarchii i porządku stricte chrześcijańskiego, oprócz królewstwa bożego w niebie, tutaj na ziemi po prostu nie mamy.

Bo w innym razie co nam chrześcijanom pozostanie? Wilki w owczej skórze. Już kiedyś wspominałem, że Papież Benedykt XVI mówił o zagrożeniu, że kościół w XXI wieku to mogą być małe grupki ludzi spotykające się po domach.

Zapewne nie ma nic złego w przedsiębiorczości, w pomnażaniu talentów w dobrych intencjach. Aczkolwiek zostawiłem w Mediolanie sporo pieniędzy, odniosłem różne mieszane uczucia i wróciłem do szarej codzienności z tym samym istotnym, egzystencjalnym pytaniem.

Czy idę w nogę ze światem, w celu zarobku większej kasy dla zmysłów. Która dla przykładu pozwoli dla mnie jako obywatela ze wschodniej Europy na szeroką nogę podróżować do Europy Zachodniej czy też na inne kontynenty.

Czy też podążam drogą chrześcijanina, apostolstwa świeckich, czy można te wartości jakoś pogodzić?

Być może wystarczy plecak i 100 euro w kieszeni, zamiast pysznej kolacji na taką sumę w jednej z restauracji starego kontynentu?

Przypomina mi się słynny slogan z filmu Jerry Maguire “Show me the money”. Natomiast w tej historii w kontekście pomnażania talentów pieniężnych, wszystko opierało się na relacjach miedzyludzkich. Słowa jednego z bohaterów Dick’iego Fox’a brzmiały: “Jeśli serce jest puste, to rozum już nie ma żadnego znaczenia”.

Myślę, że na zakończenie warto przeczytac list do Diogneta
z II wieku, jedno z ważniejszych źródeł opisujących życie pierwszych chrześcijan.

Jednym słowem: czym jest dusza w ciele, tym są w świecie chrześcijanie.
Duszę znajdujemy we wszystkich członkach ciała, a chrześcijan w miastach świata.
Dusza mieszka w ciele, a jednak nie jest z ciała i chrześcijanie w świecie mieszkają, a jednak nie są ze świata.
Niewidzialna dusza zamknięta jest w widzialnym ciele i o chrześcijanach wiadomo, że są na świecie, lecz kult, jaki oddają Bogu, pozostaje niewidziany.
Ciało nienawidzi duszy i chociaż go w niczym nie skrzywdziła, przecież z nią walczy, ponieważ przeszkadza mu w korzystaniu z rozkoszy. Świat też nienawidzi chrześcijan, chociaż go w niczym nie skrzywdzili, ponieważ są przeciwni jego rozkoszom.
Dusza kocha to ciało, które jej nienawidzi, i jego członki. I chrześcijanie kochają tych, co ich nienawidzą.
Dusza zamknięta jest w ciele, ale to ona właśnie stanowi o jedności ciała. I chrześcijanie zamknięci są w świecie jak w więzieniu, ale to oni właśnie stanowią o jedności świata. Dusza choć nieśmiertelna, mieszka w namiocie śmiertelnym. I chrześcijanie obozują w tym, co zniszczalne, oczekując niezniszczalności w niebie.
Dusza staje się lepsza, gdy umartwia się przez głód i pragnienie. I chrześcijanie, prześladowani, mnożą się z dnia na dzień.
Tak zaszczytne stanowisko Bóg im wyznaczył, że nie godzi się go opuścić.

ROZWAŻANIA: Duszpasterskie lekarstwo w XXI wieku


        
    

Księża w większym stopniu obcują z osobami, które przychodzą do kościoła jak do szpitala. Według słów papieża Franciszka “kościół XXI wieku to szpital polowy”. Dzisiaj duszpasterze wykonują swoją trudną pracę, a ilość takich powołań ciągle się zmniejsza.

Przecież osoby świeckie, będący w wielkiej potrzebie duchowej, często tego nawet nie rozumieją. Nie uświadamiamy, że duchowość na równi z psychologią i płciowością jest częścią składową każdego człowieka (tylko nie zgłębioną naukowo o ile jest to możliwe). Problem zjawia się wówczas, kiedy dusza okazuje się być pusta, nienapełniona darami Bożymi, a przepełniona myślami grzesznymi.

Więc często człowiek nie jest w stanie z tym poradzić sobie sam. Nawet mając przy boku bliskie osoby, które tak naprawdę mogą być bardzo daleko, a czasem są po prostu obce.

Więc często nam się wydaje, że psychologia, rozrywka czy tajemnice ezoteryki, samorozwoju nas uratują, pozwolą nam poczuć się lepiej. Tym bardziej że cała masa sztucznych narzędzi jest w zasięgu ręki, w internecie, w telefonie, w mediach i w księgarniach.

Dzisiaj, aby przekroczyć próg kościoła, dla młodszego pokolenia  potrzebny jest naprawdę ważny powód, oprócz potrzeby sakramentów, wówczas kiedy tradycja jest jeszcze utrzymywana.

Co szczególnie akcentuje Papież Franciszek, że dla ludzi świeckich ważna jest wiedza swoich korzeni, przynależności, tradycji oraz przekaz wiary w rodzinie. Oby nie pogubić swojej tożsamości w erze globalizacji.

Z kolei dla dzisiejszych duszpasterzy, wg papieża istnieje potrzeba, wręcz obowiązek wychodzenia bliżej ludzi.

Przecież większość z kapłanów podjęła najtrudniejszą decyzję w swoim życiu odnośnie do powołania, często będąc w młodym wieku. Bądźmy trochę bardziej wyrozumiali i pomocni, jeśli któryś z księży się potknie w cudzysłowiu. Również chodzi o pojedyncze problemy na tle płciowym, które dzisiaj są uogólniane, aczkolwiek to potrzebuje leczenia. Łatwiej jest osądzić, bo nam się wydaje, że to oni powinni być przykładem, wzorem świętości.

Nie zapomnijmy, że Kościół tak naprawdę jest wspólnotą grzeszników.

Niechaj ustąpią sądy nasze względem dusz, ponieważ przedziwne jest z nimi Miłosierdzie Boże.

Z dzienniczka Świętej Faustyny.

Duszpasterzowi czy to lekarzowi, nauczycielowi, szczególnie na początku “kariery”, może się wydawać, że osobiście niosą ogromną odpowiedzialność przed innymi ludźmi. Przynajmniej my jesteśmy pewni, że tak być powinno.

Kiedyś usłyszałem jak pewien młody zakonnik przed święceniami miał duże wątpliwości co do swego powołania, właśnie z tego względu, czy sprosta wyobrażanym oczekiwaniom innych ludzi. Natomiast w odpowiednim momencie usłyszał stosowną radę od pewnego biskupa – “kogo właściwie to obchodzi, oprócz twojej własnej relacji z Panem Bogiem”.

Chodzi o to, że osoby z powołaniem zakonnym, kapłańskim najczęściej są najbliżej Boga.

Jeśli nie możemy zaufać duszpasterzom, to komu w takim razie? Mówiąc obrazowo, możemy wybrać dowolny kanał w telewizji z 200 możliwych, subiektywnego bloga w internecie czy renomowanego psychologa. Więc co tam zobaczymy bądź usłyszymy? Całą masę rzeczy w które możemy uwierzyć.

Jeśli natomiast swoją wolą zdecydujemy sprzedać telewizor, bo nie możemy już konsumować całą masę fałszu, pomimo wszystko nie możemy zacząć relacji z Bogiem, według własnego “widzi mi się”, bez Kościoła i wspólnoty. W ten sposób tylko stworzymy dla siebie Boga lub Bożków, w zależności od sytuacji.

Z własnego odczucia dodam, że dla osób z codziennego życia jest ważne rozumieć, że kapłani są także ludźmi z tej samej gliny co my, tylko z innym powołaniem. Nie są tylko przedstawicielami kościoła w sutannach, z kim nie zawsze wiemy jak się przywitać i obcować. Tworzą się przeróżne iluzje, teorie spisku również z tego powodu. Natomiast, przy bezpośredniej i szczerej relacji, bardzo często się okazuje, że są po prostu wspaniałymi ludźmi.

Co więcej, kapłani czy zakonnicy wykonują nie tylko posługę, ale składają faktyczną ofiarę, poświęcają swoje życie dla głoszenia dzieła Bożego.

Co najważniejsze, że z racji swego powołania mogą nam pomóc w drodze do szczęścia i miłości, czym tak naprawdę jest Bóg.

Poniżej przedstawiony fragment wywiadu z Michałem Konradem, reżyserem filmu o przesłaniu Bożego Miłosierdzia (publikowany w Polonia Christiana).

Bohaterowie filmu, głównie siostra Faustyna i jej spowiednik, napotykali podczas swych starań zmierzających do wypełnienia woli Pana Jezusa, na wiele różnego rodzaju przeszkód. Czy ekipa filmowa natrafiała w trakcie pracy na jakieś nadzwyczajne przeciwności?

Myślę że takich było sporo, jednak starałem się na nich nie skupiać, nie zwracać na nie uwagi. Koncentrowałem się na pracy a przeciwności gdzieś po drodze ustępowały. Z perspektywy czasu i różnych moich doświadczeń, także osobistych – uczestniczyłem przez wiele lat przy egzorcyzmach –  doszedłem do przekonania, że złemu duchowi nie ma co poświęcać za dużo czasu, bo on nie jest tego wart. Bardziej powinniśmy się skupić na tym, czego Pan Bóg od nas chce, wypełniać Jego wolę, budować relację z Nim. Tak też było przy tym filmie. Natomiast rzeczywiście, był taki jeden szczególny moment, który sobie czasem przypominam. W Stanach Zjednoczonych, kiedy na ekranie telepromptera, z którego czytał postulator procesu beatyfikacyjnego i kanonizacyjnego siostry Faustyny, ojciec Serafim Michalenko, w sposób technicznie niewytłumaczalny znikało ze środka tekstu zdanie widniejące w tekście i na ekranie komputera. To był cytat z „Dzienniczka”: „Niechaj ustąpią sądy nasze względem dusz, ponieważ przedziwne jest z nimi Miłosierdzie Boże”. Tak jakby „komuś” zależało na tym, by to zdanie się w filmie nie pojawiło. Zastanawiałem się, dlaczego akurat ten cytat zniknął, ale potem uzmysłowiłem sobie, że to bardzo ważna kwestia, gdyż dzisiaj bardzo często uzurpujemy sobie prawo do oceniania innych ludzi nie znając ich serca, nie znając trudności, pokus, zranień, które przeszli w swoim życiu. Ocena jest prawem zarezerwowanym jedynie dla Pana Boga, więc wchodząc w sąd nad taką osobą grzeszymy bałwochwalczo, to grzech przeciwko pierwszemu przykazaniu. Dzisiaj mamy bardzo dużo tak zwanego hejtu i nienawiści w przestrzeni publicznej. Myślę, że złemu duchowi bardzo się to podoba – że uzurpujemy sobie prawo do osądzania innych podczas gdy sami nie potrafimy sobie poradzić z własnym życiem. Dlatego szczególnie mi zależało, by to zdanie znalazło się w filmie i zostaje wypowiedziane w jego dość ważnym momencie.

Artykół Polonia Christiana
foto zw.lt

ROZWAŻANIA: Negatywny wpływ twórców medialnych na opinię społeczną.


        
    

W Kościele katolickim w Polsce posługę sprawuje ponad 30 tysięcy księży oraz podobna liczba zakonników i sióstr zakonnych.

Mając na uwadze pojedyncze przypadki księży oskarżonych czy podejrzanych o pedofilię homoseksualną – jak to widzimy w filmie braci Sekielskich – nie trzeba być doktorem socjologii, aby uzmysłowić skutki oddziaływania tej projekcji medialnej na opinię społeczną na temat instytucji kościoła w Polsce. Każdy poszczególny przypadek nadużyć seksualnych po ludzku wzbudza oburzenie oraz współczucie dla ofiar przemocy, szczególnie jeśli chodzi o dzieci.

Natomiast w ten sposób jest bardzo łatwo stworzyć negatywny stereotyp. W psychologii społecznej istnieje cała lista zniekształceń (błędów) w myśleniu ludzkim, co prowadzi do zaburzeń psychologicznych. Dla przykładu można wymienić generalizację – nadmierne uogólnianie. To człowiek tworzy sam w swoim umyśle, wystarczy dotknąć emocje z zewnątrz (pokusą Złego). Z czego rodzi się abstrakcja, czyli błędne zrozumienie, zniekształcona rzeczywistość.

Dla przykładu rośnie opinia społeczna, że „wszyscy” księża to robią. Osobiście słyszałem stwierdzenie od racjonalnie myślących osób, że w kościele przeróżne odstępstwa od normy płciowej duszpasterzy są rozpowszechnione w 90 procentach. Co prawda, w wspomnianym filmie prawie nic się nie mówi o homoseksualizmie, kładąc akcent na pedofilię.

Takie zniekształcenia myślowe mogą wprowadzać także w stany depresji, ponieważ człowiek może utracić wiarę w cokolwiek, co prowadzi do zagubienia sensu życia. Więc jeśli głosimy złą nowinę, nie możemy uniknąć pomnażania zła w społeczeństwie, jeśli nawet to było zrobione w szlachetnym celu.

Z drugiej strony, zapowiadany cel twórców filmu – aby tajne stało się jawne – “usprawiedliwia” środki i skutki osiągnięcia celu. Film pokazał problem, który istnieje, co prawda nie mówiąc o skali nadużyć, oprócz przedstawionych poszczególnych tragicznych historii. Miejmy nadzieję, że ten projekt wpłynie pozytywnie na samą strukturę Kościoła, władzę prawną w Polsce w stosunku do przestępstw. Jest oczywiste, że hierarchia Kościoła Rzymsko-Katolickiego na całym świecie powinna uzdrawiać, oczyszczać kościół od konkretnych przypadków pedofilii czy homoseksualizmu w swoich szeregach.

Dla wierzącego chrześcijanina jest oczywiste, że szatan zawsze atakuje najmocniej w najsłabsze miejsce, a wślizga się niezauważalnie. 

Natomiast słowa Jezusa z Pisma Świętego są skierowane nie tylko dla duszpasterzy czy przysłowiowych „murarzy” jako wyraz populizmu politycznego. Natomiast do każdego obywatela, który dopuszcza się zwyrodniałego przestępstwa.

Kto by się stał powodem grzechu dla jednego z tych małych, którzy wierzą we Mnie, temu byłoby lepiej kamień młyński zawiesić u szyi i utopić go w głębi morza.

Mt 18, 6

W Piśmie Świętym oprócz jednej prawdy absolutnej nie ma podwójnych standardów, iluzji czy też tolerancji na temat wielu innych ważnych zagadnień moralnych. Uwzględniając realia starożytnego Rzymu, kiedy dla przykładu cudzołożnice były kamieniowane, Bóg zapowiada o wiele bardziej surowy wyrok aniżeli dzisiejsze ustawodawstwo w dowolnym cywilizowanym państwie.

Jak pisze jeden z komentatorów Ewangelii Simon Légasse, „straszny los topielca z kamieniem u szyi jest niczym w porównaniu z tym, co na sądzie Bożym czeka tego, kto wywołał zgorszenie”.

Warto zwrócić uwagę na preferencje ludzi w nowoczesnym społeczeństwie, odnośnie prawdy. Paradoksalnie, że potworna większość ludzi skłania się w stronę sensacji, przemocy, tego całego brudu.

Prawie równocześnie z udostępnieniem filmu pod spektakularną nazwą „tylko nie mów nikomu” w Youtube, miesiąc przedtem odbyła się kinowa premiera filmu o kulcie Bożego Miłosierdzia, który tak naprawdę skierowany był dla każdego chrześcijanina, szczególnie w Polsce.

Obrzydliwy temat, który był „pod szufladą cenzurowaną”, w ciągu kilku dni od premiery, oglądał prawie co trzeci Polak, bez ograniczania wieku we wszechmocnym internecie, bijąc wszelkie rekordy popularności.

Film o świętej Faustynie pod nazwą „Miłość i Miłosierdzie”, według oglądalności w kinach w pierwszym miesiącu emisji pozostał poniżej szóstego miejsca.

Nie chodzi o to, że internet jest bardziej dostępną formą komunikacji. Chodzi o preferencje, wartości moralne w dzisiejszym społeczeństwie. Gdyby zamienić miejscami formę przekazu dla obu filmów, nie zmieniłoby to tendencji, która pokazuje, co tak naprawdę ludzi bardziej interesuje, przykuwa uwagę. Dla zrozumienia trendów wystarczy porównać liczbę widzów w kinach filmu “Kler” – o przeciwnościach losu kilku księży – cztery miliony obywateli w porównaniu do niecałych 300 tysięcy osób, którzy na wielkim ekranie obejrzeli film o Św. Faustynie.

To jest realność oparta na faktach statystycznych*, która tak naprawdę jest przerażająca.

* archwwa.pl, boxoffice-bozg.pl, money.pl, wirtualnemedia.pl

www.przewodnik-katolicki.pl
foto wikipedia

ROZWAŻANIA: Racjonalne zwątpienie rodzi się z braku duchowego zaufania


        
    

Szczerze to racjonalna część mego umysłu nie widzi w świecie powrotu, odwrotu do jednej chrześcijańskiej prawdy absolutnej, bo wszystko na globalnym poziomie wskazuje dokładnie przeciwną tendencję.

Przecież dzisiaj w subiektywnym, informacyjnym świecie, każdy może posłużyć się imieniem Jezusa Chrystusa na głoszenie swojej prawdy. Więc obrazowo mówiąc, czym dzisiejszy świat w przywództwie i wyścigach zbrojeniowych największych państw, różni się od idei imperium rzymskiego? Czym gladiatorskie areny różnią się od czasami wulgarnych manifestacji osób homoseksualnych? No tak, nie zabijamy się dzisiaj nawzajem, tutaj w Europie, bo religia jest wolnością w wyznaniu każdego człowieka.

Aczkolwiek ten wąż pokusy, od którego rozpoczęły sie wszystkie problemy od początku dziejów, wślizga się nie zauważalnie do codziennego życia politycznego czy rodzinnego. Prawda każdego razu jest inna w zależności od sytuacji, na co zwracają uwagę papieże w ostatnich dziesięcioleciach w pojęciu “dyktatury relatywizmu”.

Krótko mówiąc, kto ma siłę i władzę ten ma rację.

Przecież funkcją organizacyjną państwa jest porządek prawny i ekonomiczny. Natomiast gdy taki porządek, ustanowiony przez kolejne wybory zaczyna ingerować w moralność poszczególnego człowieka, pozostaje bardzo cienka granica oddzielająca prawdę od manipulacji czy populizmu politycznego. Władze nie wykorzystują wartości i fundament prawdy, który został ustanowiony przez Boga i sprawdzony w Kościele przez wieki.

Dzisiaj mam wrażenie, że człowiekowi wolno wszystko. Oprócz zabijania, co prawda zależy od sytuacji i definicji życia. No i oprócz kradzieży, co jest wątpliwe, widząc, co się dzieje w szeregach polityków na różnym szczeblu. Wszyscy wiemy, co się dzieje w temacie aborcji czy eutanazji.

Przecież dla większości osób niema potrzeby udowadniać, że postacie Hitlera i Stalina były urzeczywistnieniem zła. Ludzie ówczesnych Niemiec uwierzyli przywódcy, że da im wszystko, czego pragnie natura ludzka, że ich wywyższy jako nację, więc dali mu władzę.

Większość ludzi dzisiaj nie rozumie, że kreowane sztuczne chwilowe wartości nie dają dla ludzi trwałej radości i sensu życia (nawet wyraz “satysfakcja” chyba jest sztuczny).

Dzisiaj Lucyfer doskonale się maskuje i często przybiera postać samego Jezusa Chrystusa. Jest całe mnóstwo pseudowspólnot i sekt. Dzisiaj spora część ruchów “zielnoświątkowych” wykorzystuje wybrane elementy z Pisma Świętego i uwielbiają Jezusa w nastawieniu na sukces.

Większość osób świeckich nie ma pojęcia, co tak naprawdę robią egzorcyści, wykonując tę samą “brudną” pracę, najbardziej skomplikowane operacje. Na pewno nie będzie to zjawiskiem masowym, bo Szatanowi nie potrzeba więcej lekarzy i paniki w szeregach świeckich.

Z kolei okoliczności miłosierdzia bożego nie są zawsze dla nas zrozumiałe i nie powinne być, bo najłatwiej jest ocenić i osądzić. W takich momentach powinniśmy się skupić na swojej wierze duchowej, o ile nasze życie należy do Boga, bo on jest naszym Panem i Królem Świata.

Zastanawiałem się, przecież Judasz doświadczał syna Bożego bezpośrednio, a jednak go zdradził. Chyba istotnym momentem, jest to, że w ten sposób spełniła się zapowiedź Jezusa. Aczkolwiek to nam pokazuje bardzo ważną rzecz, że nie możemy w naszej wierze polegać wyłącznie na sobie.

We wszystkim polegamy na Bogu.

foto commons.wikimedia.org 

ROZWAŻANIA: “Fundamenty” cywilizowanego świata


        
    

Według wizji papieża Benedykta XVI istnieje zagrożenie, że kościół w przyszłości nowego wieku może przerodzić się w małe grupki ludzi, spotykające się po domach.

Patrząc na kulturę współczesnego świata, wcale się temu nie dziwię. Mam wrażenie, że już wkraczamy w taką realność. 10-20 lat temu jeszcze były popularne msze święte dla młodzieży. Z kolei dzisiaj w mszach młodzieżowych w większości swojej uczestniczą osoby starsze albo rodzice, z młodszymi dziećmi, których jeszcze są w stanie zachęcić bądź przyprowadzić do Kościoła. Przedstawiciele młodzieży w większości swojej nie uczestniczą w Komunii świętej, więc nie praktykują rachunku sumienia i nie przystępują do sakramentu Pokuty. Mówię obrazowo o zwykłej statystyce.

W swojej pracy zawodowej przeważnie obcuję ze światem globalnym, otwartym, często z młodymi ludźmi, którzy czują się i żyją według trendów new age. Wiec zadaję to pytanie dla siebie-czy jest możliwe w tej sytuacji pozostawać chrześcijaninem, kultywować te wartości, utrzymywać własną relację z Bogiem, kiedy wokół wszystko mknie w dosłownie innym kierunku?

Czyli tak naprawdę pozostawać mniejszością wierzącą. Jako dla polskiej mniejszości narodowej na Litwie, dla nas nie jest to czymś nowym. Aczkolwiek dzisiaj prawdziwie wierzących spośród mniejszości narodowej jest jeszcze mniej.

Kościół nie zatrudnia menadżerów do marketingu, oprócz wkładu katechetów świeckich po studiach teologicznych. Dosłownie wyglądałoby to trochę dziwne reklamować Pismo Święte.

Z kolei świetnie to robi dzisiejszy świat konsumpcji, który tworzy sztuczne wartości (często “europejskie”), które zawsze mogą być zmienione w zależności od sytuacji (pojęcie “relatywizmu”). Ludzie to łykają jako tymczasową pigułkę szczęścia albo obietnicę szczęścia, chociaż by przy wykorzystaniu neuronu dopaminy w naszym mózgu.

Nie chodzi o to, że ludzie nie rozumieją co złego w nowoczesnym konsumpcyjnym świecie. Człowiek po prostu leni się zadawać pytania, szukać odpowiedzi, bo wszystko jest podane na talerzu, wystarczy wykorzystać i wyrzucić.

Na to, co przyjemne mówimy tak, akceptujemy, a to, co nie wygląda pozytywnie bądź atrakcyjnie, odrzucamy. Logika jest bardzo prosta. Kiedy ogarnia nas smutek, wystarczy wejść na youtube coś pooglądać albo posłuchać dobrą muzykę i o niczym się nie martwić. Czyli uciec od realności i od prawdy.

Z racji swojej pracy z witrynami internetowymi, widzę, że informacje pornograficzne są w pierwszej siódemce najbardziej odwiedzalnych witryn w większości krajów świata. Według statystyk każdy piąty średnio statystyczny Polak (płci męskiej) spędza dwa miesiące w roku na ciągłym oglądaniu pornografii. Być może nie ma w tym nic złego, jeśli się tego nie wstydzimy i możemy mówić o tym otwarcie. Do momentu, kiedy człowiek sam się poczuje źle. Dla przykładu, ze zwykłej nudy, jak to Herod w Biblii.

Właśnie dlatego cały przemysł rozrywkowy nad tym pracuje jak człowiekowi poczuć się lepiej. Więc to jest dobre i korzystne w dzisiejszym zrozumieniu. Nie ma w tym nic złego, do momentu, kiedy taki proces biegania w zamkniętym kole codziennych spraw i zewnętrznych bodźców kultury przyjemności, w końcu doprowadza do rozpaczy. Dokładniej zamyka w więzieniu całej masy uzależnień.

Chrześcijańskie fundacje, inicjatywy, które próbują coś robić dla swoistej “promocji” i szerzenia wartości i prawd chrześcijańskich, często upadają z braku samowystarczalności projektów. Które co prawda nie są nastawione na zysk komercyjny, czyli «pomnożenie talentów», co według przypowieści biblijnej jest dobrym owocem. Z kolei datki po prostu nie wystarczają. Już dzisiaj nikt nie mówi o “dziesięcinie”, natomiast jak widzę jakie kwoty ludzie ofiarują w kościele na tacy, to mam wątpliwości, że są to olbrzymie pieniądze dla parafii dzisiaj. Oprócz zagadnienia integracji władzy państwowej i kościoła, co dotyczy także spraw majątkowych, ale w tym momencie już chodziłoby nie o wiarę, tylko o politykę.

Niedawno dowiedziałem się, że proboszcz w Szwecji, który podczas homilii ukazał w Piśmie Świętym fragment potępiający homoseksualizm, dostał cztery lata więzienia. W tym momencie już nie chodzi o to, czy miał rację. Natomiast z punktu widzenia i rozumowania strategicznego «nowej ewangelizacji», trzeba myśleć, uważać na to, co się mówi i gdzie się mówi. Chyba dlatego Pan Bóg wyposażył wierzących w łaskę rozumu i mądrości.

W tym momencie wspomniałem postać Maryi, która nosiła w sobie największy skarb ludzkości (o czym nie wiedział nawet Szatan) i w momencie narodzenia dowiedzieli się o tym tylko ci, którym było to przeznaczone. Z kolei prorocy i apostołowie starego i nowego przymierza głosili, ryzykowali, ofiarowali swoje życie i zostawili po sobie bezcenne prawdy w Starym i Nowym Testamencie.

W tym miejscu dochodzimy znowuż do prawd biblijnych, do Pana Jezusa, do zbawienia, co nie wygląda takie sukcesywne z dobrą perspektywą dla umysłu przeciętnego człowieka w XXI wieku, mieszkającego w cywilizowanym świecie.

W tym momencie warto posłuchać dwie historie: “Buta” i “Kamery” (siedemnasta minuta).

44. Kongregacja Odpowiedzialnych Ruchu Światło-Życie (Jasna Góra, 24.02.2019 r.)

ROZWAŻANIA: Dlaczego chrześcijanie odchodzą z kościoła ?


        
    

Często się zastanawiam, analizując siebie ze strony, do nawrócenia i w tym procesie. Widzę swoich bliskich, przyjaciół i znajomych. Rozmawiam z narzeczonymi, którzy przychodzą do kościoła katolickiego w celu bierzmowania się, co dzisiaj (przynajmniej na Litwie) jest obowiązkowym warunkiem przystąpienia do sakramentu małżeństwa. Ludzie ochrzczeni, aczkolwiek na początku często traktują ten proces jako pewnego rodzaju “przymus”, bo dlaczego właściwie nie mogą “przeskoczyć” sakramentu, nie mając głębszego zrozumienia wiary.

Zaznaczę, że instytucja kościoła na Litwie umiejętnie łączy przygotowanie do obu sakramentów. Często w procesie wszczepiając w ludzi przynajmniej ziarno do namysłu, bądź naprawdę zdobytą wiedzę  (w zależności od adresata), o rzeczywistym świecie chrześcijańskim istniejącym obok. Widzę, że postawa człowieka na początku i w końcu kursu bierzmowania zmienia się, ludzie potrzebują duchowości, taką iskrę widać w oczach.

Mam nadzieję, że raniej czy później ta wiedza przynajmniej przyda się tym parom narzeczonych, ponieważ faktycznie więcej połowy małżeństw na Litwie się rozwodzi.

Aczkolwiek większość ludzi ze świata współczesnego (także ochrzczonych chrześcijan) mają sztucznie wyrobione zdanie o Kościele, nie mając głębszego doświadczenia albo więzi. Przeważa opinia na podstawie tego, co mówią media i o czym świadczą akcentowane skandale. Będąc w sakramentach, ludzie po prostu nie idą do spowiedzi. Istnieje cała masa wariantów oddalenia się od wiary.

Na przykładzie własnej historii nawrócenia twierdzę, że oprócz bezpośredniego doświadczenia, istnieje całkowity brak zrozumienia, czyli wiedzy.

Ponieważ przede wszystkim brakuje zainteresowania, podczas gdy nie dochodzi do prawdziwej potrzeby.

Chrystus, za pomocą żywego słowa, mógł w kilku zdaniach wyjaśnić istotę wiary, co widzimy w przypowieści biblijnej o spotkaniu Jezusa i Samarytanki przy studni. Syn Boży przemawiał w odpowiednim momencie, który sam stwarzał. Po takich faktycznych sytuacjach, jak cudowne uzdrowienie bądź nawrócenie, najczęściej występowały świadectwa osób dla innych ludzi. Człowiek, który doświadcza cudu wiary i rzeczywiście się nawraca, zostaje swoistym apostołem.

Czy nie może być tak, że Kościołowi jako instytucji (gdzie drzwi prawie zawsze są otwarte) jest o wiele trudniej zrozumieć potrzeby ludzi świeckich, ochrzczonych chrześcijan, ale nie praktykujących i tak naprawdę nie wierzących, ponieważ dzisiaj kościół i nowoczesny świat bardzo się od siebie oddalają ?

Chociaż “zasady” pozostają te same. Zarówno człowiek nowego tysiąclecia, jak i sprzed 2000 lat, ciągle doświadcza pragnienia.

Aczkolwiek, nasuwa mi się odpowiedź, że mistycy kościoła, duszpasterze będący w uświęcającej łasce rozumu i mądrości (właściwie to spędzając sporo czasu w konfesjonale) muszą doskonale rozumieć duchowe i zarazem emocjonalne potrzeby natury człowieka.

Moim zdaniem, są to najlepsi “psychologowie” w dzisiejszym zrozumieniu. Co więcej, mogą uzdrawiać człowieka poprzez duszę.

Problem dzisiaj polega na tym, że współczesny człowiek ma spory i coraz większy wybór we wszystkim. Ze względu na swoją wrodzoną grzeszną naturę najczęściej wybieramy łatwiejszą i szybszą drogę, która często okazuje się mylną i która de facto prowadzi do rozpaczy. Ponieważ najczęściej decyzja jest podyktowana pokusą, więc zamykamy się w kręgu własnych uzależnień.

Pojęcie kryzysu egzystencjalnego jest aktualnym i realnym zjawiskiem dzisiaj. Po prostu brakuje elementarnej wiedzy. Najprostszy przykład — dlaczego w XXI wieku, wyznając wartości liberalne, w szkołach chcemy uczyć dzieci seksualności, a nie wstrzemięźliwości w większym stopniu?

Przecież fundamentalne wartości doskonale sprawdzają się w życiu rodzin chrześcijańskich w ciągu dwóch wieków po narodzeniu Chrystusa. Tylko dzisiaj nikogo to nie obchodzi.

Przynajmniej te wartości katolickie, w postaci sakramentu małżeństwa, w praktyce sprawdzają się w Kościele Domowym (gałąź Ruch Światło Życie) założonym przez sługę Bożego ks. Franciszka Blachnickiego w 1973 roku w Polsce i działającego w wielu krajach. Taki rezultat widzę, bezpośrednio uczestnicząc oraz świadczę osobiście.

Po prostu dzisiaj większość ludzi wybierą wartości materialne oraz inne priorytety.

Kawałek chleba, zwykła szata i dach nad głową, już nie wystarczają do neurologicznej iluzji szczęścia w naszej głowie, zapominając o duchowości.

Dlatego bardzo łatwo wchodzimy w pychę, chciwość, zazdrość, gniew i nie umiarkowanie. Więc ludzie często nie świadomie oddalają się od wartości chrześcijańskich, z racji wrodzonych w człowieku i kultywowanych w społeczeństwie wartości takich jak indywidualizm, pewność siebie, czy siła umysłu. Czyli ludzie funkcjonują bez wystarczajacej wiedzy oraz bez doświadczania sumienia w otaczającym środowisku.

Jednocześnie ochrzczone osoby często świadomie odchodzą z kościoła jako instytucji. W ten sposób odchodząc od Boga jedynego.

W naszych czasach ignorancja religijna nie płynie już na ogół z braku wykształcenia, a w każdym razie z analfabetyzmu – ale raczej z braku zainteresowania i z cichego przekonania, że można nabyć niebo za niższą cenę, jeżeli się zanadto nie pytać o chrześcijańskie obowiązki: wszak niewiedza nie jest grzechem…

s. Małgorzata Borkowska OSB | Abba, powiedz mi słowo | blog.tyniec.com.pl
Fot. kurierwilenski.lt |250 pątników położyło się krzyżem na ostrobramskim bruku przed obrazem Matki Miłosierdzia. Autor: Justyna Giedrojć 

ROZWAŻANIA: Tożsamość wierzącego chrześcijanina


        
    

Jeśli ktoś mnie zapyta, co tak naprawdę oznacza termin «nowa ewangelizacja», powstały w Kościele Rzymsko-Katolickim w XX wieku i szczególnie aktualny w dobie obecnej, to mianowicie do mnie najbardziej przemawiają słowa kardynała Kazimierza Rycza:

Definicja Jana Pawła II i doprecyzowanie jej ze strony Benedykta XVI są bardzo czytelne: jest to fragment ewangelizacji adresowanej do ludzi, którzy zostali ochrzczeni, byli w Kościele, czasem formalnie, czasem nie tylko formalnie i z jakichś powodów z niego odeszli.

Co teraz tak naprawdę kontynuuje Papież Franciszek, szczególną uwagę udzielając przekazowi «nowej ewangelizacji», byciu bliżej ludzi, czyli komunikacji w nowoczesnym pojęciu.

Jako osoba wierząca, zadaję sobie pytanie, czy we własnej relacji z Bogiem, jako osoba świecka, czy chcę i mogę brać w tym czynny udział, zrobić w tym kierunku coś pożytecznego ?

Wiem, że wierzący chrześcijanin świadomie, własną wolą wybiera Chrystusa na swojego Pana. Wiemy, że Syn Boży odkupił grzechy ludzkości swoim ciałem i krwią, oraz w eucharystii sakramentów ustanowił możliwość zbawienia, zostawiając wolny wybór dla każdego człowieka.

Jezus jest przykładem do naśladowania, o ile jesteśmy mu wierni, w zależności jak daleko możemy posunąć się na tej drodze. Prawdopodobnie słowo poświęcić się (“zaangażować się w nowoczesnym pojęciu) jest bardzo zbliżone do absolutnego pojęcia świętości.

Więc posługa dla bliźniego swego, przez wiarę w Jezusa Chrystusa, jest ważną częścią składową życia chrześcijanina, a wręcz rzeczą fundamentalną. Aczkolwiek taka perspektywa nie wygląda atrakcyjnie dla osób nie praktykujących, dlatego tę serię rozważań adresuję w pierwszą kolej dla siebie samego oraz dla ludzi którzy uważają siebie za wierzących.

Podobno każdy człowiek ma swój plan Boży. Najważniejszym wyzwaniem i zarazem tajemnicą szczęścia jest bycie człowiekiem spełnionym, który widzi, głęboki duchowy sens w tym co robi, po prostu z tym się zlewa. Dzisiaj nazywamy to samorealizacją w nowoczesnym psychologicznym pojęciu.

Kluczowym momentem jest to, że będąc wierzącym katolikiem, często sam dla siebie pozostaję na pierwszym miejscu i nadal nie jest mi lekko praktykować wartości chrześcijańskie. Nie mówiąc o kulcie, nawet kulturze indywidualizmu w dobie obecnej.

Czy nie jest często tak, że idealizowanie Chrystusa w wieczności, chęć nawracania innych, często zaćmiewa nasze własne relacje z innymi ludźmi w zwykłym codziennym życiu, będąc w teraźniejszości. Natomiast wydaje się, że powinno być odwrotnie, kiedy to Jezus, charyzmaty Ducha Świętego działają przez nas właśnie dla innych ludzi, tu i teraz w określonym celu, ale w perspektywie wieczności.

Tak naprawdę poświęcamy się dla Jezusa, pozwalamy mu działać w nas, obok nas, poprzez jego misję odnajdujemy swoje powołanie.

Z dziennika duchowego Alicji Lenczewskiej:

«Chcę, abyś patrzyła na wszystko Moimi oczyma. Chcę cię nauczyć właściwych ocen i rodzącego się z tego współczucia, zrozumienia i chęci pomocy bez narzucania siebie, bez narzucania swoich gustów, poglądów, domniemanych zalet.

Świętość jest w codzienności, w znoszeniu tego, co małe i niepozorne. W dziękowaniu za to, co nudne i męczące. W znoszeniu ludzi: ich pędu ku dominowaniu, ich gadatliwości, ich małostkowości, ich nieopanowania.

Rozwijaj w sobie cechy przeciwne i Moją Miłość dla nich – cierpliwość i współczucie. Patrz na wszystko z punktu widzenia potrzeby dla Mojego Królestwa, a nie od strony własnego upodobania. Na każdą swoją myśl, słowo, czynność patrz Moimi oczyma – czy są przydatne dla budowania Mojego Królestwa w sercach ludzi i w twoim sercu.

Największą ofiarą jest uczciwe i dobre wypełnianie codziennych obowiązków, uczynność i miłość w każdych okolicznościach»

31 sierpnia 1986 roku

Podsumuwując, Bóg jest w naszej codzienności, przynajmniej chce być obok nas, jeśli na to otworzymy się.

foto pl.wikipedia.org

ŚWIADKOWIE WIARY: Historia pewnego nawrócenia

Będąc praktykującym chrześcijaninem, podjąłem się niełatwego dla siebie zadania.

Z jednej strony czuję, że jest sprawą wręcz niezbędną, opowiedzieć własną historię transformacji duchowej w kierunku wiary katolickiej.

Z drugiej strony, nie mogę pominąć oraz nie wspomnieć o innych istniejących największych religiach świata czy filozofiach starożytnych, gdyż to stanowiło część merytoryczną na mojej już przebytej drodze rozwoju, bądź zatracenia duchowego.

Dlatego, jako swoiste zielone światło dla projektu egolessclub, potraktowałem deklarację Nostra aetate przyjętą przez Kościół Katolicki w 1965 roku.

Wikipedia zdefiniowała to w następujący sposób:

Deklaracja o stosunku Kościoła do religii niechrześcijańskich (Łaciński tytuł Nostra aetate, po polsku „W naszej epoce”) jest dziełem II soboru watykańskiego

Punkt pierwszy przedstawia współczesną sytuację świata („naszą epokę”), kiedy to ludzkość zbliża się do siebie, a kraje świata coraz bardziej od siebie zależą. Sytuacja ta skłania Kościół do rozważenia jego stosunku do innych religii. Autorzy deklaracji podkreślają zwłaszcza to, co łączy ludzkość.

Punkt drugi został poświęcony hinduizmowi, buddyzmowi oraz „innym, istniejącym na świecie religiom”, niewskazanym tu z nazwy. Stwierdza się w nim, że Kościół darzy je szacunkiem i „nic nie odrzuca z tego, co w religiach tych prawdziwe jest i święte”. Kościół wzywa chrześcijan do współpracy i dialogu z wyznawcami innych religii i wspierania znajdujących się w nich wartości. Jest to pierwsze oficjalne pozytywne odniesienie się Kościoła do religii pierwotnych i dalekowschodnich.

Dzięki czemu początkowa koncepcja egolessclub uległa zmianie, ale nie zrezygnowałem z projektu. Ponieważ, moje zaangażowanie nie przeczy w żaden sposób wyznaniu wiary chrześcijańskiej, w czasach kiedy kościół jest otwarty na dialog.

Nie mam zadania czy ukrytej intencji, wywyższyć jedną religię, a którąś poniżyć. W moim głębokim przekonaniu człowiek wierzący, będący w dowolnym zakątku świata, powinien wybrać dla siebie jedną formę wiary duchowej (sprawdzoną, prawdziwą i świętą) i tą drogą podążać do końca życia. To stwierdzenie kiedyś usłyszałem od pewnego mnicha, buddysty z 20 letnim doświadczeniem, z tym że na początku tego nie zrozumiałem, bądź zlekceważyłem.

Po blisko dziesięcioletnich poszukiwaniach w różnorodnych praktykach doszedłem do pewnego wniosku.

W żadnym wypadku nie można tworzyć własnej percepcji, poglądu na życie i zasad, wybierając z każdego nurtu mistycznego to, co najlepsze (jak nam się wydaje).

Z tego powodu nasyci się tylko nasze Ego. Gdzie nie ma wiary w jedną prawdę, tam jest wolne miejsce dla Szatana. Jak powiedziano w Biblii — nie można służyć dwóm Panom jednocześnie.

Moje rozumowania są stricte subiektywne, wynikające z własnego doświadczenia, które przekazuję. Chcę donieść dla ludzi pożytek rozwoju duchowego, o czym jestem święcie przekonany. Jednocześnie przyznaję, że nie jest to proces łatwy, a nawet dosyć trudny.

Nic nie narzucam, staram się głosić dobrą nowinę. A kiedy jest to stosowne, próbuję znachodzić łączniki, to co nas ludzi (wierzących bądź niewierzących) przez różne religie może łączyć, a nie dzielić, na praktycznym poziomie.

Już w samym tytule Egoless (z języka angielskiego „mniej Ego”) można dostrzec myśl, która łączy prawie wszystkie największe religie świata, to jest mniej egocentryzmu.

Foto AFP

Ekspedycja II: 7. Wiara + religia = tradycja


        
    

Czy prawdziwa wiara, poszczególna religia może być tym fundamentem, zająć miejsce moralności, stać się jedyną prawdą w nowoczesnym świecie?

Czytałem w książce pewnego litewskiego autora, że religie dzisiaj są postrzegane przez dosyć kardynalny pryzmat, nawet w wyrozumiałej Europie. Terroryści, fundamentaliści są powszechnie, błędnie identyfikowani z muzułmaństwem. Pozatym przeważa świadomość, że Kościół Katolicki nadaje się dla ludzi z infantylną, słabą postawą, innymi słowy tym zagubionym, którym w życiu nie bardzo się powiodło, bądź osobom starszym. Więc wpływu nabierają agresywnie nastawieni nacjonaliści.

Dzisiaj sporo mówi się, że kościół potrzebuje kardynalnej odnowy, przebudowy albo nowego przekazu. Tylko tak do końca nie rozumiem, po co zmieniać to, co sukcesywnie działało na przeciągu tysięcy lat w pierworodnym stanie? Wiadomo, dlaczego kościół może być po prostu nie modny i nie ciekawy dla młodych ludzi w czasach wieku cyfrowego. Chociaż światowe dni młodzieży chrześcijańskiej pokazują zupełnie inną tendencję.

Pierwszą myślą dla większości osób są właśnie grzechy Kościoła, za co przeprosił Jan Paweł II za swojej kadencji. W całej historii chrześcijaństwa była cała masa świętych kanonizowanych, ale my jako osoby świeckie, jak również przedstawiciele kościoła, daleko nie jesteśmy świętymi.

Więc przypuszczam, że jest to podobnie jak z wodą, dopóki nie poczujesz pragnienia, potrzeby, to jest bez smaku. Być może na tym polega cała istota wiary chrześcijańskiej, nie na osądzaniu, a na bezwzględnej miłości do bliźniego, na miłosierdziu i zbawieniu. Najlepszy przykład możemy pokazać siejąc we własnym ogrodzie.

Coraz bardziej popularne, romantyczne wydają się być religie wschodnie. Szczególnie modny jest buddyzm, kabała, praktykują to gwiazdy Hollywood.

Japonia z siedemstet lat była zamkniętym krajem dla obcokrajowców. Dzisiaj ten kraj, jako wzór rozwoju technologicznego, na równi z Koreą Południową, doświadcza ogromny problem samotności ludzi, brak rodzin i duży procent samobójstw. Nawet jeżeli przyczyną tego jest małe terytorium czy tradycje, nadal pozostaje to problemem z perspektywy innych społeczności. Z kolei dla przykładu Europejczycy mogą wziąć przykład z jedności, pracowitości i dyscypliny Japończyków.

Czy mogą coś sprawdzonego zaproponować dla świata Indie? Oprócz ogromnego rynku dla konsumpcji, nowoczesnych mistyków jogi i bardzo starych tradycji wedystycznych. Widziałem jak w Londynie połączono praktykowanie jogi ze smakowaniem piwa. To co robił Ghandi, walczył o niepodległość, więc globalizacja nie zawsze sprzyja utrzymaniu tradycji w prawidłowym stanie i właściwym miejscu.

Chiny z pozoru są krajem z reżimem socjalistycznym, aczkolwiek duży wpływ w tym państwie ma filozoficzny nurt konfucjanizmu. Z przyczyn ideologicznych, daoizm pochodzący od starożytnych źródeł rozwoju kraju, jest dzisiaj bardziej zauważalny w innych krajach w postaci importu egzotycznych praktyk fizjologicznych i zdrowotnych (dla przykładu taijiquan.)

W całym wyborze i niedoskonałości (nawet biorąc pod uwagę ciemne strony historii chrześcijaństwa) znachodzi się nisza i wygrywa ezoteryka, oparta tylko i wyłącznie na subiektywnej realności twórców z dosyć krótką historią i tradycją. Co więcej, która oferuje krótkotrwały pozytywny rezultat będąc w zamkniętym  kole. Często odnoszę takie wrażenie, że powszechnie produkują się jacyś geniusze, którzy wiedzą jak należy żyć aby osiągnąć jakiś narzucony cel. W najlepszym wypadku kierują się wiedzą sprawdzona na przeciągu kilkuset lat, kilku pokoleń, w krajach z różną historią i tradycjami.

“Człowieku, jest XXI wiek” ktoś powie.

Jak już pisałem w opisie projektu, nie mam chęci wywyższyć jedną religię, a którąś poniżyć. To o czym piszę stanowi moją subiektywną realność, jako człowieka mieszkającego w Europie. Poza tym na pewno mam ograniczoną wiedzę, pomimo praktyk i przeczytanych książek. Właśnie dlatego, kieruje się sprawdzoną prawdą w bardzo długim czasie.

W ciągu tysiącletniej historii cywilizacji była cała masa nurtów filozoficznych, religijnych, których korzenie idą od poszczególnych filozofów, mistrzów, mędrców, proroków pochodzących z Egiptu, Azji, Grecji i Izraela, Indii czy Chin.

Fundamentem ideologicznym dla naszej dzisiejszej Europy po rozpadzie wielkiego imperium rzymskiego było właśnie chrześcijaństwo.

Stany Zjednoczone Ameryki budowali się przeważnie z wychodźców z Europy (szczególnie kiedy chrześcijan prześladowano w pewnych krajach na starym kontynencie.) Podejrzewam, że w Ameryce Południowej chrześcijaństwu jeszcze udaje się przetrwać w pierworodnym stanie, co zapoczątkowali misjonerzy. Być może właśnie dlatego, że poziom wzbogacenia tych państw jest niższy od USA czy Europy. Wszyscy wiemy, że istniały kolonie i w czasach Kolumba załadowane towarami statki płynęły właśnie do Europy.

W dawnych, pogańskich czasach ludzie wierzyli w siłę przyrody, co nie pochodziło od człowieka. Bo czuli się słabi z pokorą. Dotychczas tak jest w daosizmie, gdzie porządek naturalny pochodzi od przyrody samej w sobie. Z kolei w buddyzmie, hinduizmie (bądź jego odmianach) człowiek może stać się oświeconym, uzyskać moc w samym sobie rozwijając umiejętność, polegając na pewnej wiedzy dla wtajemniczonych.

Nie chodzi o to, która z wymienionych religii jest obiektywną rzeczywistością, prawdą.

Dogmaty podobnie rozróżniają, co to jest dobro i zło. Więc chodzi po prostu o to, która z religii może być fundamentem wiary dla poszczególnego człowieka (w dowolnym zakątku świata) i jest to sprawa niezbędna w moim przekonaniu w celu zrozumienia sensu swojego życia.

W czasach emigracji, globalizacji, szczególnie jest ważne podejście do wiary i tradycji poszczególnej jednostki ludzkiej, czyli rozwój duchowy człowieka. Aczkolwiek dzisiaj człowiek coraz bardziej błędnie wierzy w swoje możliwości.

Podsumowując, dostatek czy bieda, prowadzą w tym samym kierunku. Dołek czy nadmierne ambicje dają nam sztuczną motywację. Dostatek ułatwia nam błędne, grzeszne postępowanie, zarówno jak i nie dobór. Zbawieniem może być tylko prawdziwa wiara w określone zasady, religię co stanowi dla człowieka prawdę.

Jezus był człowiekiem Bogiem, synem Bożym, którego wolę spełniał. Komuś może się wydawać, że to kolejny mit.

Bardzo wątpliwe, że ludzie mogą tak masowo i „w ślepo”, swą wolą, iść na męki i śmierć za wiarę.

Co prawda na Kubie w swoim czasie ludzie umierali za wiarę w ideę rewolucji. Natomiast droga przemocy, a nie dialogu, nie może być prawdą dla świata ludzi, a nie zwierząt.

Dzisiaj często wstydzimy się wiary, na przykład chrześcijańskiej. Nie zapomnijmy, że na początku naszej ery już 2000 lat temu, chrześcijanie nie wyrzekając się wiary z własnej woli, umierali za Chrystusa od zwierząt na gladiatorskich arenach starożytnego Rzymu. Z kolei imperium Rzymskie rozpadło się z braku efektywnej ideologii i właśnie to dało początek rozpowszechnieniu się chrześcijaństwa. Formalnie dzisiaj mamy ponad 2.3 miliardy wyznawców, aczkolwiek szczególnie dzisiaj ważna jest jakość, świadectwo żywej wiary, miłości i nadzieji.

Uważam, że szczególnie w nowoczesnym świecie jest niezbędna roztropność w kompromisach Kościołu Rzymsko-Katolickiego. Nie dawno przeczytałem, że pewien proboszcz kościoła w Niemczech (jednego z nurtów chrześcijaństwa) zaproponował eksperyment. Zapraszał wyznawców do omawiania Biblii wspólnie z degustacją whisky. Drogi Pana Boga są nie wiadome, ale zawsze jest bardzo cienka granica, obrazowo mówiąc jak chodzenie po wodzie. Dlatego właśnie rozwój duchowy nie jest sprawą łatwą, szczególnie w naszych czasach rozwoju technologicznego i jednocześnie kryzysu egzystencjalnego (podczas gdy czekamy na kryzys ekonomiczny).

Wydaje się, że po epoce rewolucji francuskiej, wieku oświecenia, w XXI wieku podczas czwartej rewolucji przemysłowej i procesów globalizacyjnych, Europa jest trochę zagubiona w swoim identytecie i korzeniach, co z koleji prowadzi do zaniku prawdziwej wiary.

MARIAN ZDZIECHOWSKI O KRYZYSIE EUROPY:

Europa przeżywa dramat stopniowej utraty złudzeń, które kierowały jej życiem. Brała jako cel, człowieka, tj. ludzkość, rozum, naturę, naukę, opanowanie świata materialnego, państwo, dobrobyt klas upośledzonych — wszystko rzeczy doniosłe, lecz tylko jako środki do celu ostatecznego, do Boga.

Dziś widzimy, że człowiek nie jest dobry, rozum nie jest nieomylny, natura zaś jest obojętna, nauka równie przydatna do rzeczy dobrych, jak złych, materia przygniata ducha, a państwo, naród, klasy są to tyranie, którym brak duszy; jakieś siły nieznane unoszą nas ku nieznanym celom, wpadamy w defetyzm ducha.

Jedno jest wyjście: wrócić do punktu, skąd się wyszło, do Boga, do koncepcji chrześcijańskiej, uważającej człowieka za istotę noszącą obraz Boży w sobie i do celów nadprzyrodzonych przeznaczoną, nie zaś za fenomen biologiczny. Koncepcja chrześcijańska wymaga autorytetu stojącego na straży Prawa Bożego. Jedno z dwojga — albo autorytet duchowy, albo przymus fizyczny; co lepsze: ład od góry idący czy ta organizacja straszliwa, która od dołu chwyta w kleszcze swoje, „racjonalizuje”, „standaryzuje”, grozi zabiciem ducha.

„Pesymizm, romantyzm a podstawy chrześcijaństwa”, 1914 R.

Książka: https://tezeusz.pl/pesymizm-romantyzm-a-podstawy-chrzescijanstwa-tom-i-ii-marian-zdziechowski-1 
Źrodło: https://kurierwilenski.lt/2016/10/04/marian-zdziechowski-sumienie-narodu/ 

Ekspedycja II: 6. Roztropność w rozwoju


        
    

Jaki jest sens ewolucji, rozwoju technologicznego i osobistego? Dokąd prowadzi ta droga?

Jedną stronę medalu stanowią takie zmiany, jak pozytywny rozwój w edukacji czy medycynie.

W tym momencie chciałbym się skupić na tej drugiej stronie (która nie jest popularną, ale istnieje) kiedy ambicje ludzi przeważnie realizują się w zaspokajaniu sztucznie tworzonych potrzeb człowieka oraz podsycaniu przyjemności codziennych.

Kościół zeszłego i XXI wieku charakteryzuje ten proces jako zagrożenie, w szczególności Benedykt XVI nazwał to «dyktaturą relatywizmu.» Sytuacja, kiedy jesteśmy w stanie zidentyfikować zło w obecności ogólnie przyjętych zasad i moralnych wartości, w porównaniu jest o wiele lepsza, aniżeli zło ukryte, przyodziane w piękne ozdoby.

Budzi to u mnie asocjację węża, który wślizga się do życia nie zauważalnie.

Przybyliśmy tutaj, gdzie dzisiaj jesteśmy dzięki tak zwanej ewolucji ludzkiej, podczas gdy nasi przodkowie, nie mieli tak dużo wyboru. Przebyli dosyć trudną drogę w porównaniu do dzisiejszej sytuacji. Nawet nasi rodzice nie doświadczyli za swoich młodych lat dzisiejszego asortymentu w sklepach. Często musieli po prostu przetrwać. Co prawda, dzisiaj jest to aktualne emerytom w pewnych krajach.

Z kolei my (generacje X, Y według nowoczesnej klasyfikacji), egzystując w rozwiniętym, nowoczesnym społeczeństwie walczymy, aby wygrać z konkurencją. Szczególnie to widać dla przykładu w socjalnej sieci Linked In, gdzie rozwijamy profesjonalny wizerunek i wartość własnej osobowości. Jak minimum w celu utrzymania pewnego poziomu materialnej wystarczalności bądź spełnienia standardów dla dzisiejszego codziennego życia.

Zdrowy i pracowity człowiek, na pewno może zarobić na utrzymanie rodziny w większości społeczeństwa. Aczkolwiek istnieje pewna wartość dodana, mieszkanie w dobrym miejscu versus dom, wakacje za granicą, nowy samochód czy gadżety. To podkreśla nasz status, jako by jesteśmy czymś lepsi od innych, bądź po prostu nie gorsi, bo inni tak robią. Więc prawdopodobnie są bardziej szczęśliwsi od nas. Wiec część z nas, jak wiewiórki w kole, trudzi się nad tym w pocie czoła, szczególnie w rozwijających się krajach. Często poświęcając odpoczynek, czas, który powinien być przeznaczony dla dzieci czy na urlop. Już nie mówiąc o zdrowiu.

Z kolei cały przemysł i marketing pracuje nad tym, aby pozornie ułatwić, uszczęśliwić nam życie, czyli ten proces biegania w zamkniętym kole. Dodatkowy rabat, szybszy komputer bądź szybsze, wygodniejsze środki transportu, więcej pamięci w smartfonie za 1500 euro. Aczkolwiek dodatkowe urządzenia w postaci fotoaparatu bądź kamery już nie są niezbędne. Dodatkowe akcesoria, podgrzewane siedzenia i kierownice w samochodach bądź multimedia, nie mówiąc o automatycznie kierowanych samochodach, ponieważ automatyczny odkurzacz-robot już staje się rzeczą powszechną.

Gdzie się przeznacza powstały z tego wolny czas? Na te same sklepy, smakowe dania w restauracjach, zakupy w internecie bądź oglądanie seriali.

To jest szczęście w dzisiejszym zrozumieniu. Jedyny problem stanowi brak czasu.

Więc ciekawe czy generacje Y, Z, będą w ogóle “produkować” dzieci, bo będzie to wymagało poświęcenia większości z wymienionych rzeczy. Stażenie się społeczeństwa dzisiaj jest już normą na całym świecie, być może jeszcze oprócz Afryki.

Znowuż wygląda to jak błędne koło ewolucji, więc powstaje naturalne pytanie – co po nas odziedziczą następne pokolenia ? Nie chodzi o to, że sam osobiście bądź większość ludzi na świecie bardzo się o to martwimy, oprócz wychowania potomstwa. Jest mi niezmiernie ciekawe, czy następne pokolenia (dzieci naszych dzieci) w XXI wieku będą w stanie żyć szczęśliwie i w jaki sposób, będąc w dostatku.

Coś mi podpowiada, że proces powrotu do źródeł jest nieunikniony.

Wracając do wspomnianej w pierwszej części myśli (“Dwie strony ewolucji”) że całe piękno bądź próżność człowieka przejawia się w trudnych sytuacjach, podam dodatkowy przykład.

Będąc w muzeum Michaiła Bułhakowa w Kijowie, uświadomiłem sobie, że ten genialny rosyjski pisarz, stworzył najlepsze swoje dzieła, w okresie, kiedy pokojowe życie arystokratycznej, wzorowej i szczęśliwej rodziny zamieniło się w tragedię bolszewickiej rewolucji.

Wspomnę, że podstawowym fundamentem merytorycznym dla arcydzieła “Mistrz i Małgorzata” było właśnie Pismo Święte.

Natomiast wracając do pozytywnej strony medalu z nadzieją, chcę podać także pozytywny przykład progresywnego i roztropnego rozwoju.

W pięknym mieście Wilno zdarzyło mi się pracować w najbardziej renomowanym centrum startupów, które tak naprawdę mieści się w byłym domie opieki starców. Z kolei potrzebujący ludzie zostali przemieszczeni do nowo odrestaurowanych pomieszczeń.

Ich miejsca w rekonstruowanym parku technologicznym zajęli młodzi ludzie z inicjatywą, którzy tworzą bieg historii.

W dobie obecnej bardzo popularny jest trend sekularyzmu, czyli tendencja oddzielenia państwa od religii i wolności w wyznaniu wiary. Nie wiem które układy państwowe, nie będąc pod wpływem religii, posiadają dzisiaj efektywną ideologię bez skazy albo co lepszego mogą zaoferować humaniści.

Ale jako poszczególny człowiek, który chce żyć szczęśliwie, zastanawiam się czy nie mogę w życiu swojej rodziny wykorzystywać prawd i legend zapisanych sprzed tysiące lat.

Dla przykładu, roztropność jest jedną z czterech cnót głównych w katolicyzmie, także sprawiedliwość, odwaga. Nie umiarkowanie w jedzeniu i piciu jest jednym z grzechów głównych w chrześcijaństwie. Chyba nie przypadkowo Chrystus oddał za nas ludzi ciało i krew, a tak naprawdę oddaje nam siebie w postaci chleba i wina. Przedtem wjeżdżał do Jerozolimy na ośle i mówił na ostatniej wieczerzy słowa przemawiane w każdej liturgii «jedźcie i pijcie to jest bowiem ciało i krew moje, które za was będą wydane», czego chrześcijanin po prostu nie może nadużywać. Z kolei Maryja Matka Boska jest żywym przykładem pokory i opory dla wierzących ludzi.

Z czym trzeba się zgodzić, że państwo nie może być religią, monarchia, totalitaryzm, fundamentalizm. Duchowość jest indywidualną sprawą każdego człowieka. Z kolei władze państwowe przynajmniej mogą się przysłuchiwać temu, co mówi Kościół w pewnych kwestiach dla budowania mocnych fundamentów moralnych i ideologicznych. Może to być swoistym kierownictwem duchowym dla władzy.

Cytata z Pisma Świętego:

Jezus powiedział “Oddajcie Cesarzowi, co cesarskie, a Bogu to, co boskie”. Ewangelia Łukasza 20 25

(foto jaworze.pl )

Ekspedycja II: 5. “Tajemnica” Pisma Świętego


        
    

Książki kupujemy, najczęściej jako prezent, ale czy czytamy? Rzadko, bo zajmuje to czas, więc szukamy szybszych, przyjemniejszych, efektywniejszych, jak nam się wydaje rozwiązań. Seriale, audio podsumowania, warsztaty bądź trenerzy do życia.

Poszczególna książka czy nurt samorozwoju jest odzwierciedleniem subiektywnej realności autora, nawet jeżeli interpretuje już stworzone przez kogoś dzieła.

To także odnosi się do egolessclub mojego autorstwa, z tym że ja próbuję uświadomić i de facto udowodnić potrzebę wiary w obiektywną realność, czyli w prawdę, w określonej formie.

Dzięki czemu można uporządkować swoje życie.

Powszechnie Biblia często wydaje się być dosyć “banalnym dziełem”. Aczkolwiek wierzący ludzie widzą w niej Żywe Słowo Boże. Wcześniej tego nie rozumiałem.

Jak powiedział mi jeden z księży, istnieje pewna przypowieść, która wyjaśnia  tajemnicę, dlaczego reakcja ludzi nie jest przypadkowa. Otóż odbierając opowieści biblijne jako prymitywne, w pierwszą kolej przemawia w nas taka cecha charakteru jak nasza pycha, jako jeden z najniebezpieczniejszych grzechów ludzkości.

Dlatego nie widzimy prawdy, czytając między wierszami. Według owej przypowieści pewnemu zakonnikowi zaczęły rosnąć policzki z pychy, aż zasłoniły mu oczy.

Dzieło Pisma Świętego w pierwszą kolej mogą czytać i rozumieć osoby z pokorą, którzy są świadomi swojej pychy jako wady, a nie traktują to jako zaletę, co nie wyróżnia ich w jakiś lepszy sposób z pośród innych ludzi, jako elitę.

Z kolei w dzisiejszym przeładowanym świecie czytać horoskopy jest o wiele prościej i łatwiej jest wierzyć w to, co chcemy dla siebie. Jeżeli, prognoza jest pesymistyczna to raczej stwierdzimy, że to bzdura.

W żadnym wypadku nie chce kreślić współrzędnych miedzy astrologią i dla przykładu księgą przemian I-Ching, ale rzucałem monety i czytałem hektogramy chyba z półtora roku w swoim życiu. Co prawda, klasyfikacja dobrych i złych cech człowieka, czyli “cnót i grzechów”, jest bardzo podobna z podziałem chrześcijańskim.

Natomiast do momentu nawrócenia chrześcijańskiego w moim życiu nie zdarzały się cuda, bądź po prostu ich nie widziałem. Być może dlatego, że nie mieszkam w Azji czy Chinach, tylko w Europie. Być może dlatego, że mam tu swoje korzenie.

Dlaczego, żyjąc tutaj w Europie, mając na tyle bogatą tradycję, uciekamy dla przykładu na Bali i wierzymy w czarodziejskie maski niosące jakąś moc?

Prawdobodobnie dlatego, że chcemy zdobyć tę moc dla siebie (bądź swoich bliskich.) Albo dlatego, że szukamy szczęścia gdzie indziej jak historia z książki “Alchemik” autorstwa Paolo Coelho.

Być może także dlatego, że pokorę, która jest przeciwnością pychy, jest o wiele trudniej okazać w dzisiejszym świecie?

Aczkolwiek często pokora jest pierwszym krokiem do Boga i do miłości. Być może to właśnie było, jest i będzie powszechnie dostępną i bezpłatną”tajemnicą”.

Niech to zostanie ziarnem do namysłu.